Drugi wyścig – zaczynają się przygody.
Startujemy, miodnie na drugim miejscu, tym razem wykazaliśmy się refleksem. podostrzamy, Maciek idzie jak burza. Raptus pojechał gdzieś w bok. Za nami Sensei Wieje wręcz cudownie, wieszam się na trapezie, chwyciliśmy równowagę. Szybki bajdewind, zaparłem się prostych nogach i czuje się jak bym leciał. Coś pięknego.
Pozwoliłem sobie nawet zaśpiewać machając rękami „motylem jestem” :-)
I nagle trach coś pęka, a ja naprawdę lecę, tylko prosto do wody. Zamknęła się za mną kipiel Niegocina. Kiedy wypłynąłem Daina z chłopakami była już 7 metrów dalej. To wszystko obserwuje z nawietrznej Rafał Słowik z załogą. Pomachałem im z wody i czekam na swoich. Będą trenować podchodzenie do tonącego. Po dwu nieudanych podejściach (z powodu za dużej prędkości nie mogłem chwycić burty, ani utrzymać się na rzuconej cumie) zarządziłem żeby podchodzili do mnie jak do boi. Udało się, jestem na pokładzie ociekający strugami ciepłej wody. Reszta daleko z przodu. Przyczyną przygody okazała się urwana powięź trapezu. Szok ! Z kevlaru !
Popłynęliśmy za resztą, rywalizować mogliśmy już tylko z turystykami… W klasie w tym wyścigu zajęliśmy czwarte miejsce.
cdn